Spóźniony pociąg osobowy

Doskonale pamiętał tamten masaż. Od niego wszystko się zaczęło. Cała reszta była już tylko konsekwencją tych kilku zdań, które usłyszał wówczas leżąc przykryty kusym ręczniczkiem na kozetce masażysty.

Reklama

Być może zaczęło się nawet wcześniej. Może w tym dniu, gdy usłyszał, że jego pracodawca nie potrzebuje już usług, które świadczył na umowę o dzieło. Utrata dochodów zabolała go, ale jakoś sobie radził. Na tyle, żeby nawet od czasu do czasu pozwolić sobie na masaż. Kraków dawał jeszcze wtedy sporo możliwości zarobku.

Gdyby jednak zastanowił się szczególnie dobrze, przetarł szlaki pamięci i sięgnął głęboko w przeszłość, zrozumiałby, że tak naprawdę ostatnie wydarzenia były jedynie konsekwencją decyzji, którą podjął cztery lata temu.

Stał wtedy na peronie i czekał na brudny, śmierdzący pociąg osobowy. Do przejechania miał trzy stacje, co w sumie zajmowało zwykle dziesięć minut, ale cholerny pociąg zawsze się spóźniał. Nigdy o tę samą ilość minut.

Więc stał na peronie, po którym hulał wiatr. Przyglądał się wiacie, lekko przekrzywionej, z tylną ścianką pobazgraną przez gówniarzerię i zastanawiał się, czy już zawsze będzie wychodził na pociąg o piątej czterdzieści siedem, marzł na mrozie i liczył każdy grosz ze swojego minimalnego wynagrodzenia.

Poczuł wówczas jakąś wewnętrzną moc, która pojawia się w ludziach od czasu do czasu. Zwodnicze uczucie, sugerujące, że wszystko można. Power, którego tak naprawdę nie ma, ale który pcha ludzi w stronę, w którą nigdy nie powinni byli ruszać.

Zdecydował wtedy, a później zrobił. Wyprowadził się. Zabrał rzeczy i oszczędności z domu rodziców. Pojechał do miasta.

Tamten moment, na kozetce był w gruncie rzeczy podobny. Zastanawiał się, czy to jego ostatni masaż. Kraków był wietrzny i zimny. A życie znowu szło nie w tym kierunku, w którym powinno.

Tyle tylko, że moc była zupełnie inna. Gwałtowna, ostra. Pełna złości bez ujścia. Szczerzyła zęby i pokazywała kły. Dawała do zrozumienia, że sprzeciwu nie zniesie.

Decyzję podjął sam, ale miał wrażenie, że wali się na niego cały świat. Presja, nacisk, jakkolwiek by to nazwać, zmusiło go do dokonania wyboru. Wystarczyła jedynie iskra, rzucone nieopatrznie przez kogoś innego słowo.

Później, znacznie później, gdy Wisła wyrzuciła na brzeg zwłoki, prokurator próbował dojść przyczyny. Pieniądze, powiedział. Miał jednak za mało dowodów, żeby sprawdzić tę hipotezę. Zawiesił sprawę.

Morderca pozostał na wolności. Za sobą zostawił pociąg osobowy i pracę na umowy o dzieło. Czuł się wolny. I była to wolność najlepszego gatunku. Niepowstrzymana, nieograniczona. Gwarantowała ją bestia. Zawsze czujna i nigdy nie puszczająca zdobyczy. Czasem dyszała nad uchem, zwłaszcza w nocy.

VN:F [1.9.18_1163]
Ocena: 4.5/10 (liczba ocen: 2)


Brak komentarzy... bądź pierwszy, dodaj swój komentarz!

Dodaj komentarz