Po dwóch latach od wprowadzenia widać wyraźnie, że świadectwo energetyczne nie jest użytecznym narzędziem dla kupujących domy. Miały być przebojem. Z kilku powodów. Po pierwsze dlatego, że świadectwo energetyczne powinien mieć każdy budynek wprowadzany do obrotu. Po drugie, ze względu na miejsca pracy dla fachowców, którzy się tym zajmują. Po trzecie, z powodu korzyści wynikających ze stosowania certyfikatów. W praktyce wyszło jak zawsze. Czyli nijak.
Brak sankcji za brak
Co kilka miesięcy media informują o fatalnym sposobie wdrożenia dyrektywy unijnej wymagającej stosowania certyfikatów. Świadectwo energetyczne obowiązkowe jest tylko w teorii, w praktyce spokojnie można zbudować i sprzedać lokal nie posiadając takiego dokumentu.
Co więcej sama jakość świadectw pozostawia wiele do życzenia. Przede wszystkim ze względu na niewłaściwe przepisy. Błędy znajdują się w rozporządzeniach, według których oblicza się wartości umieszczane później na świadectwie. Czasem są to błędy wynikające z prostej pomyłki (np. niewłaściwa potęga) innym razem znacznie poważniejsze. Efektem jest produkt, który nie spełnia pokładanych w nim nadziei i który nie jest od nikogo wymagany.
Fachowcy bez kontroli
Podobnie jest zresztą z osobami, które takimi świadectwami mają się zajmować. Nie ma żadnej centralnej listy fachowców, którzy byliby do tego uprawnieni. Co więcej, mnóstwo jest takich specjalistów, którzy świadectwo energetyczne wystawiają bez znajomości tematyki i wymaganych uprawnień. Nikt też nie sprawdza rzeczywistych umiejętności osób wystawiających certyfikaty.
Efektem tego jest rynek, który wydaje się znajdować na spirali w dół. O ile bowiem jeszcze w 2009 roku za świadectwo energetyczne trzeba było zapłacić od 700 do 1,2 tys. zł, to później cena ciągle spadała. W 2010 roku paszport energetyczny kosztował około 500-600 zł, a dziś kosztuje jeszcze mniej. Świadectwo domu o przeciętnej powierzchni można mieć już za trzysta złotych, a w internecie bez trudu znaleźć można ogłoszenia, w których ceny nie przekraczają kilkudziesięciu złotych za dokument.
Certyfikat bez informacji
Taka sytuacja to wynik przede wszystkim ogromnej liczby tych, którzy wystawianiem świadectw się zajmują. To także efekt braku standardów w branży. Sporo jest na przykład fachowców, którzy certyfikaty wystawiają bez wychodzenia z biura, a więc bez wizyty w opisywanym budynku.
Ponieważ czynnikiem decydującym o wyborze certyfikatora jest cena, nikt nie zawraca sobie głowy jakością. Ta zresztą i tak nie ma znaczenia ponieważ niewielu spośród osób spoza branży orientuje się o co w tym w ogóle chodzi. W przeciwieństwie na przykład do klas energetycznych sprzętu RTV świadectwa pokazują wskaźnik, który jest dla przeciętnego człowieka niezrozumiały. Zużycie pierwotne, o którym mowa, nie jest też wartością obowiązującą.
Skomplikowanie sprawia, że świadectwo energetyczne nie niesie za sobą żadnych informacji, które mogłyby być użyteczne dla przyszłego właściciela biura, mieszkania, domu czy innego lokalu użytkowego.
Brak komentarzy... bądź pierwszy, dodaj swój komentarz!