Gdyby nie Kalwin, rzemieślnicy z Genewy pewnie nie wpadli by na to, że mogą produkować zegarki. Nie podbiliby więc światowego rynku produktów luksusowych.
Kalwin przewraca się w grobie. Jego zakaz produkcji biżuterii i ozdób, wprowadzony w Genewie w pierwszej połowie XVI wieku zdał się na nic. Cztery i pół wieku później szwajcarskie zegarki są symbolem luksusu, prestiżu i pozycji. Traktowane jak biżuteria nie mają raczej zbyt wiele wspólnego z ideałem kalwińskiej surowości. No, ale w znakomitej większości noszą je inni, więc być może nie ma problemu?
Eksportowy przebój od zawsze
Szwajcarski przemysł zegarmistrzowski od początku nastawiony był zresztą na eksport. Pod koniec wieku XVIII poza Szwajcarię z samej tylko Genewy wysyłano rocznie ponad 60 tys. urządzeń. Zegarki były więc produktem, dzięki któremu bogacili się predestynowani do zbawienia genewscy mieszczanie, a który przybliżał do wiecznego potępienia francuskich katolików (bo w tamtym czasie Francja była największym odbiorcą eksportu).
Do dziś kraje europejskie są ważnym klientem szwajcarskich producentów. Wspomniana już Francja wydaje na zegarki produkowane w Alpach prawie 1,1 mld franków rocznie. Włosi kupują za podobną kwotę. Eksport do Niemiec wart jest 1,2 mld franków. Rok do roku wartość sprzedanych urządzeń rośnie. Tyle, że udział krajów europejskich systematycznie spada.
Niech Żyją Chiny!
To przede wszystkim zasługa globalizacji. W czasach, w których poprzez sklep internetowy można kupić najtańsze zegarki w Chinach, mieszkańcy dalekich krajów chętnie zaopatrują się także w najlepsze i najdroższe produkty ze znakiem Swiss Made.
Wśród odbiorców na pierwszym miejscu jest Hongkong, do którego sprzedawane są zegarki o łącznej wartości prawie 3,8 mld CHF. Na trzecim miejscu plasują się Chiny – 1,3 mld franków. Między nimi zajmują miejsce Stany Zjednoczone.
Swój udział w produkcji dobrobytu w Szwajcarii mają także Japończycy, mieszkańcy Singapuru, Korei Południowej a nawet Indii. Ogółem, kraje azjatyckie odpowiadają za 52,5 proc. ogólnej sprzedaży zegarków za granicę. To ogromna kwota, która rok do roku płynie ze znacznie biedniejszych części świata do bogatej przecież Szwajcarii. Roczna wartość eksportu szacowana jest na 20 mld franków.
Od kłopotów do sukcesów
Co nie znaczy, że wszystko zawsze idzie tak dobrze. Jeszcze w latach siedemdziesiątych mogło wydawać się, że zegarki szwajcarskie są przeżytkiem. Era urządzeń elektronicznych sprzedawanych przez Japończyków sprawiła, że tradycyjne wyroby z Gór Jury przestały cieszyć się powodzeniem. Zatrudnienie w sektorze spadło z 90 tys. na początku lat 80, do 50 tys. obecnie.
Globalny boom zaczął się w latach dziewięćdziesiątych i został wzmocniony rosnącą zamożnością Chin. Jeszcze w 2002 roku kraj ten nie kupował prawie wcale zegarków za granicą. Obecnie jest dla wielu firm najważniejszy.
Mały sklep internetowy vs. giganci
Do tego dochodzi także zmiana w organizacji i zarządzaniu firmami. Konsolidacja sprawiła, że efektywność biznesu jest większa. A nowe kanały dystrybucji, głównie markowe sklepy prowadzone pod auspicjami całych grup kapitałowych, pozwoliły na zwiększenie zysków. Przynajmniej niektórych.
Wielu mniejszych, niezależnych producentów ma bowiem problemy. Ich zegarki są doskonałe, ale przegrywają na polu marketingowym. Ich sytuacja przypomina nieco tę, w której znajduje się mały sklep internetowy walczący z największymi na rynku graczami. Szansą dla nich jest strategia nastawiona na mniejsze grupy klientów, specjalizacja i wykorzystywanie nowych kanałów dystrybucji. Muszą wciąż na nowo udowadniać swoją wartość, zgodnie z kalwinistyczną zasadą predystynacji.
Stopka autorska: dobrezegarki.pl – zegarki sklep internetowy
Brak komentarzy... bądź pierwszy, dodaj swój komentarz!