Szkolenia dla pracowników albo śmierć

Narzekania są od lata takie same. Przedsiębiorcy jęczą, że brakuje im do pracy wykwalifikowanych ludzi. Nie robią jednak wiele, aby wyszkolić tych, którzy byliby gotowi się przekwalifikować. Szkolenia dla pracowników to u nas ciągle science fiction.

Reklama

sala szkoleniowaPrzeciętne ogłoszenie o pracę na pierwszym miejscu stawia wymagania wobec kandydata. Najlepiej, żeby był już pracownikiem ukształtowanym – z bardzo konkretnie określonymi umiejętnościami, doświadczeniem i kontaktami w branży. Chodzi o to, żeby człowieka zatrudnić i mieć problem z głowy. Programy stażowe czy szkolenia dla pracowników, którzy dopiero zaczynają zdarzają się w większych firmach, jednak w małych i średnich przedsiębiorstwach dominujących na rynku to rzadkość.

Brak fachowców, brak szkoleń

Standardem są natomiast narzekania na brak siły roboczej. W sieci krąży cała masa historii przedsiębiorców, którzy poszukiwali konkretnego fachowca, ale nikt nie odpowiedział na ogłoszenie. Nic dziwnego. Jak dowodzi w swojej książce Peter Cappelli ze szkoły biznesu Wharton, powodem niedopasowania kwalifikacji pracowników i wymagań pracodawców jest w dużej mierze rezygnacja tych ostatnich z jakichkolwiek działań szkoleniowych.

Zdaniem Cappellego pracodawcy chcący zatrudniać tylko doskonale dopasowanych do swoich wymagań pracowników niepotrzebnie przedłużają okres rekrutacji tracąc czas i pieniądze. Pokazuje też dane, z których wynika, że w przeszłości, kiedy tego rodzaju problemy nie były tak duże, jak dziś, przedsiębiorcy chętniej angażowali się w szkolenia dla pracowników.

W 1979 roku wszyscy młodzi pracownicy w amerykańskich firmach mogli liczyć przeciętnie na dwa i pół tygodnia szkoleń w roku. W 1991 roku tylko 17 proc. z nich zostało wysłanych na jakiekolwiek szkolenie. W 2011 roku tylko 21 proc. młodych pracowników uczestniczyło w szkoleniu w okresie poprzednich pięciu lat. Co oznacza, że w ciągu pokolenia amerykańskie firmy praktycznie zrezygnowały ze szkolenia ludzi przenosząc ten obowiązek na rząd i samych pracowników.

Tylko nieliczni z woli pracodawcy

Chociaż wydaje się, że w Polsce jest inaczej, w rzeczywistości różnice są niewielkie. W 2012 roku jedynie 36 proc. zatrudnionych w jakikolwiek sposób rozwijało swoje umiejętności. Aż 37 proc. Polaków nigdy w żadnym szkoleniu nie uczestniczyło. Ale uwaga: spośród tych, którzy się kształcili ponad jedna trzecia brała udział w obowiązkowych szkoleniach BHP.

Tylko 14,5 proc. zatrudnionych szkoliło się, ponieważ wymagał tego pracodawca. Firmy nie były też zbyt hojne jeżeli chodzi o dofinansowanie szkoleń. Wyjątkiem są te przeznaczone dla menedżerów i wysokie klasy specjalistów. Nie są to jednak ci, z których pozyskaniem firmy mają w Polsce największy problem.

Polska w ogonie Europy

Polskie firmy wypadają także bardzo niekorzystnie na tle konkurentów europejskich. Z danych Eurostatu wynika, że w 2005 roku tylko 9 proc. z nich wysyłało pracowników na szkolenia. W 2010 roku odsetek ten spadł do 5 proc. Dla porównania, we Francji szkoliło ludzi 23 proc. przedsiębiorstw, a we Włoszech nawet 32 proc. Gorzej od naszych wypadają jedynie firmy z Rumunii i Litwy.

Dla odmiany w Niemczech jeszcze w 2005 roku ludzi szkoliło aż 55 proc. pracodawców. W 2010 roku odsetek ten wzrósł do 62 proc. Podobnie dzieje się w większości krajów, które mają małe problemy z dopasowaniem umiejętności ludzi do wymagań firm. Przykładowo, w Austrii ludzi szkoli połowa firm, w Holandii ponad jedna trzecia.

Jaki z tego wniosek? Nie można przerzucać całej odpowiedzialności za brak wykwalifikowanych pracowników na państwo lub samych ludzi. Przedsiębiorstwa muszą inwestować w szkolenia dla pracowników, także tych młodych, w przeciwnym razie, jak sugeruje prof. Cappelli, pójdą z torbami.

Stopka autorska: szkolenia dla pracowników w FormulaHR



Brak komentarzy... bądź pierwszy, dodaj swój komentarz!

Dodaj komentarz