Na zimno: termowizja

Mierzenie ciepła Kiedy temperatura w domu spada wprost proporcjonalnie do temperatury na zewnątrz, wiedzcie, że coś jest nie tak. Coś, czyli izolacja termiczna.

Załóżmy, że kupujecie dom. Załóżmy, że po sfinalizowaniu transakcji przychodzą jesienne i zimowe chłody. Załóżmy, że temperatura w domu spada wam do szesnastu stopni. I nie pomaga dogrzewanie, podgrzewanie i rozgrzewanie. Jeśli te założenia są prawdziwe, to znaczy, że przyszedł czas na termowizję.

Opłaty

Ktoś może powiedzieć – hola, hola! Przecież takie badanie kosztuje. Trzeba wydać pieniądze, nie wiadomo ile, bez gwarancji, że coś z tego wyniknie. Cóż, odpowiedź o efektywność badania nieco niżej. Na razie – o tym, ile termowizja kosztuje.

Cena, którą spotyka się najczęściej to 500-600 zł. Oczywiście, plus koszty dojazdu analityka. Trzeba przy tym pamiętać, że diabeł tkwi (jak zawsze) w szczegółach. Dokładna wycena zależy więc od wielkości domu i technologii, w jakiej został wybudowany.

Co więcej, musicie pamiętać o tym, że badanie wnętrza budynku płatne jest dodatkowo. A więc trzeba wyłożyć kolejne pół tysiąca, żeby dowiedzieć się, gdzie są słabe punkty w środku. Albo wykonać je samodzielnie. Jeśli uznacie, że chcecie pożyczyć kamerę na trzy godziny, zapłacicie 250 zł. Tyle tylko, że wówczas termowizja nie będzie tak szczegółowa.

Za co płacicie?

Raport z termowizji Żeby się za coś brać, warto wiedzieć, czym to jest. W przypadku termowizji wszystko sprowadza się do prostego urządzenia, jakim jest kamera termowizyjna. W gruncie rzeczy działa tak, jak każda inna kamera. Tyle, że zamiast rejestrować obraz widziany tak, jak widzi go człowiek, rejestruje promieniowanie elektromagnetyczne.

Oczywiście, gdyby na tym poprzestawała, byłaby dla większości ludzi bezużyteczna. Na szczęście kamera termowizyjna zmienia obraz na taki, który ludzie mogą zobaczyć. Do tego prezentuje całość w postaci, która pozwala intuicyjnie rozpoznać miejsca zagrożone nieszczelnością. Jak? Tam, gdzie ciepło ucieka z budynku, kolor jest jaśniejszy i bardziej intensywny. Tam, gdzie ściany są szczelne barwa jest niebieska i zielona.

Czy są alternatywy?

Ktoś może powiedzieć – termowizja, wymysły. Na pewno są jakieś inne sposoby na wykrycie mostków termicznych. Otóż… są. Można na przykład wykorzystać specjalny elektroniczny termometr. Urządzenie nazywa się pirometrem i bada temperaturę powierzchni ścian i stropów, poddasza i skosów.

I wszystko jest w porządku, o ile wiecie, które konkretnie ściany mogą być mostkami. Jeśli tego nie wiecie, będziecie biegać wzdłuż i wszerz całego domu. W dodatku – bez gwarancji, że uda się wam znaleźć wszystkie nieszczelności. Dlaczego? Bo o ile termowizja pozwala zdiagnozować cały dom, to pirometr jedynie te miejsca, do których zostanie przyłożony. A nie wszędzie uda się wam przecież dotrzeć.

Co jeszcze?

Komu zimno, ten oczywiście powinien wykorzystać termowizję, żeby zlokalizować wszystkie miejsca, którymi ciepło ucieka. Jednak powinien zrobić to także ten, kto domową termoizolację ma już zrobioną. I nie płacić wykonawcy przed zrobieniem badania kamerą.

W ten sposób będziecie mogli sprawdzić, jak efektywna była praca tych, którym macie zapłacić. Może okazać się, że nie wszystkie mostki cieplne zostały wyeliminowane lub, że są jeszcze jakieś nieścisłości. W ten sposób przeprowadzicie kontrolę jakości roboty i wyeliminujecie sytuację, którą w skrócie można nazwać: wywaleniem forsy w błoto.

Czy to wystarczy? Jeśli modernizacja została przeprowadzona właściwie, w zgodzie ze sztuką i zaleceniami, powinno być cieplej. A jako bonus macie szansę zyskać też niższe rachunki. Te powinny zrekompensować nakłady związane z analizą i remontem.

VN:F [1.9.18_1163]
Ocena: 9.5/10 (liczba ocen: 2)


Brak komentarzy... bądź pierwszy, dodaj swój komentarz!

Dodaj komentarz