Złota pułapka

I jak wyglądają dziś ci, którzy w drugiej połowie 2011 roku zainwestowali w złote monety? Podpowiadamy: jak górskie krowy. Zamiast spodziewanych zysków dostali siano.

Gorączka opanowała niemal wszystkich. Znana i ceniona agencja Thomson Reuters prognozowała, że cena uncji złota wkrótce przekroczy 2 tys. dolarów. Inwestycje w złoto zwiększały się w zawrotnym tempie, ludzie kupowali certyfikaty, sztabki i złote monety. W Niemczech powstała nawet sieć bankomatów, z których zamiast pieniędzy można było wyciągać kruszec. I co? I nic.

Niespotykany wzrost czyli bańka

Ci, którzy skusili się i kupili złoto w szczycie gorączki roku 2011 teraz liczą straty. Zamiast spodziewanej, niekończącej się hossy na kruszcu dostali spadki cen i pęknięcie złotej bańki. Teoretyczne podstaw, na których opierała się panika rozbiły się tak, jak teorie duetu Reinhart i Rogoff.

A przecież miało być inaczej. Zamiast spadków cen miały być zyski i bezpieczne inwestycje. W roku 2011 w zasadzie nie było analityka, który nie przekonywałby, że na złocie nie da się zarobić. Wszyscy wskazywali na niesamowity trend wzrostowy – przez kilkanaście lat cena kruszcu szła w górę. Aż osiągnęła historyczny szczyt. A potem…

Nawet jedna trzecia w plecy

Potem przyszedł spadek. W grudniu 2011 roku złoto kosztowało ponad 5,8 tys. zł za uncję. Rok później ciągle jeszcze trzymało się nieźle – cena przekraczała 5,4 tys. zł. Teraz jednak spadła do poziomu nieco ponad 4,2 tys. zł za uncję. Co oznacza, że osoba, która kupiła kruszec w jakiejkolwiek postaci (złote monety, sztabki czy certyfikaty) jest dziś do tyłu prawie o 28 proc.

I to tylko dlatego, że mierzymy jej cenę w polskiej walucie (która umocniła się w stosunku do dolara amerykańskiego o około 7 proc.). Gdyby przyjrzeć się cenom złota w USD, okazałoby się, że spadki są jeszcze większe. Strata pechowego inwestora to prawie jedna trzecia wartości w ciągu półtora roku (spadek ceny z 1908 do 1307 dolarów za uncję).

Błędne rozumowanie, błędne inwestycje

Żeby zrozumieć, dlaczego złoto tak nagle przestało drożeć należy przypomnieć sobie argumentację tych, którzy w 2011 roku przekonywali, że to jedyna alternatywa. No właśnie – alternatywa przed nadchodzącą, czającą się tuż za rogiem inflacją (a nawet hiperinflacją).

Ekonomiści i analitycy przekonani do złota stali na stanowisku, że prowadzone przez banki centralne działania (tj. obniżanie stóp procentowych, skup obligacji itd.) w krótki czasie doprowadzą do wybuchu wysokiej inflacji i jedynie ci, którzy zawczasu kupią złoto, uratują się przed nią.

Hossa na akcjach zamiast na złocie

Tyle tylko, że ta argumentacja okazała się fałszywa. Inflacji nie tylko nie było, pojawiło się wręcz zagrożenie deflacją. Kiedy poważni inwestorzy przekonali się, że gospodarce nic nie grozi, ruszyli na giełdę zamieniając tymczasowe inwestycje w złoto na akcje. Efektem była bezprecedensowa hossa i przełamanie wszystkich dotychczasowych rekordów.

Monety złote, certyfikaty i sztabki okazały się pułapką dla naiwnych, dzięki pieniądzom których więksi gracze mogli w ostatniej chwili opuścić rynek i przenieść się gdzie indziej.

źródło: http://www.coinart.pl/



Brak komentarzy... bądź pierwszy, dodaj swój komentarz!

Dodaj komentarz